Wycieczka do parku linowego 26 września 2019 r klasa 5 a

 

W dniu 26 września klasa 5a wybrała się na wycieczkę do parku linowego w Wołominie. Trzeba przyznać, że pogoda niespecjalnie nas rozpieszczała. Całą noc padało, a dzień wstał pochmurny, zimny i wietrzny. Nie wyglądało to specjalnie zachęcająco. Mimo to klasa stawiła się na wycieczkę w komplecie i ruszyliśmy w drogę.

 

Droga co prawda nie była daleka, ale zajęła nam sporo czasu. Gdy zbliżaliśmy się do Wołomina zaczął znowu padać deszcz. Wydawało się wtedy, że z całej zabawy nic nie będzie. Na miejscu okazało się, że nasz autobus ma przystanek dość daleko parku linowego. Ruszyliśmy pieszo. Po niedługiej chwili cierpliwość klasy zaczęła się wyczerpywać:

”Daleko jeszcze?”

„Daleko.”

„A teraz?”

Ten dialog powtórzył się jeszcze wielokrotnie. Albo inny:

„Jak długo tam będziemy”

„Cztery godziny”

„Tak długo?”

„Tak długo.”

„Ja nie chcę!”

Droga wiodła na skraj miasta. Chodniki były coraz węższe. W końcu chodnik się skończył, a w perspektywie pojawiła się droga cała w błocie.

„Mamy iść przez błoto?”

Nasi uczniowie mieli kolejny powód do narzekań.

Na szczęście nasza wędrówka dobiegła końca. Za zakrętem był las, a nim cel naszej wędrówki: Amazing Park. Park znajdował się w lesie, bo między drzewami rozpięte były liny, po których uczestnicy mieli chodzić i wspinać się. Były trasy o różnym stopniu trudności. Najłatwiejsze nie wymagały zabezpieczenia, ale większość z nich prowadziła po linach na większej lub mniejszej wysokości i każdy uczestnik musiał założyć uprząż, a później przejść przeszkolenie. Po raz pierwszy podczas wycieczki klasa była cicho. To pan instruktor pokazywał jak przypinać się do lin i jak korzystać z tyrolki. Nie wiecie co to tyrolka? Nie szkodzi spytajcie kogoś z 5a. Oni musieli wiedzieć, bo… po przeszkoleniu był sprawdzian. Myśleliście, że jak jesteście na wycieczce to nie będzie sprawdzianów? Niestety nie tym razem

„Nie wiesz jak się przypiąć do liny? To na koniec kolejki”

Po sprawdzianie można było wreszcie wspiąć się na drzewa. Nie było to wcale proste. Niektórzy od razu rezygnowali z trasy niebieskiej (średnio-trudnej) i zadowalali się zieloną (łatwą). Niektórzy przeszacowali swoje siły, bo niebieska okazywała się wyzwaniem ponad siły. Byli też tacy, co po niebieskiej od razu biegli do czerwonej. Trzeba powiedzieć, że wszyscy wykazywali się dużą cierpliwością i wyrozumiałością. Jak ktoś miał problem z przejściem jakiejś przeszkody inni chętnie pomagali. Miło było patrzeć jak po początkowych obawach na twarzach gościł uśmiech.

Na koniec każdej trasy największa nagroda, czyli zjazd na tyrolce. Trasa czerwona kończyła się trzema dłuższymi zjazdami lub jednym bardzo długim. Po chwili przy zjazdach stała grupka dzieciaków czekających na zjazd. Czasami niektórzy nie złapali się na uchwytu na końcu trasy i wracali na środek liny. Pan instruktor zawsze pomagał wyjść z opresji.

Nawet nie wiadomo kiedy minęły nasze 4 godziny. Przyszła pora i robimy zbiórkę.

„Jeszcze chwilę! Jeszcze tylko jeden zjazd” krzyczeli ci, którzy wcześniej narzekali. „Czemu musimy już wracać? Ja nie chcę”

Niestety nasz czas minął. Czas było wracać do szkoły. Humory wszystkim dopisywały. Nawet długi marsz do przystanku jakoś szybciej minął.

 Grzegorz Liczner